Cześć! :) Książkę, której recenzję dzisiaj wam zaprezentuję, przeczytałam już w zeszłym tygodniu, jednak czas wolny postanowiłam poświęcić na coś innego i tak odłożyłam pisanie na później. W międzyczasie nie mogę oderwać się od kolejnej książki, której tytułu wam nie zdradzę. :)
Książka ,,Wyśnione miejsca'' Brenny Yovanoff wraz ze swą magiczną, czarującą okładką prześladowała mnie już od dawna, ale zawsze miałam jakieś wątpliwości co do jej zakupu. Czasem mniej, czasem bardziej przychylne recenzje, sprawiały, że nie byłam przekonana, czy książka będzie ,,warta zachodu''. Kto jednak nie próbuje, ten nie doświadcza :)
Wygrał ze mną skorumpowany wzrokowiec, nęcąc wyglądem hipnotyzującej Dziewczyny Z Kokiem i otaczającymi jej tajemniczymi barwami. Kto też poległ w walce, biała flaga do góry!
A więc, czas odpowiedzieć na najważniejsze pytanie: czy książka rzeczywiście warta była zachodu? Czy może lepiej pozachwycać się nad okładką z daleka, jednak nie poświęcając dla książki miejsca w swojej biblioteczce?